czwartek, 12 marca 2015

Zakalec



Z cyklu: „Marginalia dla moich szwagrów na niejedno posiedzenie”.


                Pamiętam jak Staś zapytał głośno i oficjalnie, a że obok byłem tylko ja - niewątpliwie treść otarła się o mnie, poleciała dalej, niby niesłyszana, ale wróciła jak broń ręczna, miotana. Nawet nie sposób zadania był dotkliwy, ani konstrukcja, wiek tego malca ... Z taką łatwością i po prostu... Pustka i cicha, głęboka zamysłowość. Myśl jak studnia, jak pieczara jaszczura. Wyziew smoka ognisty. Spopielony słup telegraficzny, list bez adresata i nadawcy, jak samotna łajba w klifie.


- Kim jesteś?

                Wyparowałem. Nie ma mnie, nie mnie ma. Skraplam się, zapadam. Staje na palcach - ugniatam odciski. Pęcznieję i chudnę. Opluwam kwasem - ocieram z łez. Wiję znieruchomiały. Jestem, bywam. Człowiekiem. Synem, mężem, pracownikiem, sąsiadem, wujkiem, artystą, rzemieślnikiem. Czasem pomiędzy i samym sednem. Co lubię robić, co mi wychodzi, ile zarobię, jak się utrzymam. Co zjem, jakie buty włożę, dokąd pójdę, kogo spotkam.
Najbardziej lubię żonę, wycieczki, spacery niefizyczne i podróże samotne. Leżenie i wewnętrzne patrzenie.
                Staję się formą bezcielesną, istotą bezustannie ugniatającą tworzywo, aktem iskry, aktem tworzenia, samym aktem przeistaczania coś w coś, nic w nic, nic w coś, coś w nic, spięciem, sprzężeniem, radością i smutkiem, staję się wiatrem formującym, dźwigarem, czerpakiem. Kruszę weń siebie i z pyłu lepię obrazy muzyczne, sceny akantu, nagość skały, lepkość pędzla, strofy świetlnych linii, melodię parkanów, chóry sadów ulicznych. Staję się chwilą przed dotykiem, tuż przed muśnięciem. Magnetyczną przestrzenią i odwracalnym biegunem. Wirem bezszelestnym. Hałasem, harmidrem. Ładem i składem spokoju. Stacją łóżek szpitalnych.
A potem albo coś powstaje, albo nie. Czas tego procesu może trwać sekundę, a może przeżyć samego nosiciela. Samo dzieło jest owocem pobocznym i wielokrotnie jako sam, bezbronny i nieodpowiednio uformowany - gnije. Bezskutecznie, niepotrzebnie wskrzeszany, zmuszony, wyrywany czasowi, rozrywany z części w całość. Nieudany. Wskrzeszone owo przybiera formę, lub pływa w świadomości. Obnosi się z prawem i w pobliżu autora. Migoce światełkiem bladym, alboli tez jakoby gwiazda. Spada zsypem potargana, wala się po kątach, czy pręży sie w oklaskach cała. Miota skrępowana, czy tuli jak piec kaflowy.

- … a jak babcia kroi placka na stół zawsze mówi, że nie wyszedł?

- Kłamie!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy