wtorek, 14 lutego 2012

Grzesiek Przypadek

Z cyklu: „Marginalia dla moich szwagrów na niejedno posiedzenie”.


                Spotkałem się z Grześkiem przypadkiem, bo tylko tak się z nim spotykam. Są to wizje niezaplanowane i co zazwyczaj bardzo nie w porę dla mnie i nie ukrywam - niechętne. Grzesiek wyciągną swoją łapę na przywitanie, a ja odruchowo (bo to przecież wypada) - wyciągłem swoją. Załapał i tarmosił ją chwilę, a ja nie myślałem o niczym innym, tylko o dezynfekcji jej jakimiś silnymi środkami odkażającymi, np. takimi, jakich używa się w gabinetach stomatologicznych do przemywania końcówek i narzędzi. Fuj. Ale ze mnie wstręciuch.
                W sumie to nie mam nic do Grześka, ale jakoś zawsze dotykając jego dłoni mam wrażenie obcowania z jakąś galaretowatą, lepką masą, która okrywa trochę twardsze elementy człowieczego rusztowania. A to z czym ta macka miała kontakt przed momentem, nie mówiąc już o skraplaniu myśli na temat wielofunkcyjności owego członka, ma w moim przypadku daleko idące domniemania, które nawet w jednym procencie prawdy porażają mnie jakimiś prądopodobnymi falami. Do tej pory nie wiem dlaczego to działa właśnie z jego osobą. Zachodzi tu dziwne zjawisko sprzężenia naturalnych zachowań ludzkich z niewyobrażalnie ohydną imaginacją tych czynności.
Niechybnie w myślach symuluję podcieranie dupska przez tą łapę i ześlizgnięcie się jej z toru. Omsknięcie ręki w takich czynnościach i tarcie bez oddzielenia wierzchnich warstw części ciała papierem w przypadku Grześka jest wypisane na jego twarzy. Świadczą o tym wypryski na twarzy, jego ciągle przetłuszczające się włosy popękane wargi, zniszczone zęby ... . Nie rozumiem - powiedziała do mnie kiedyś Ewa, ale ja nie wtajemniczając jej w sedno sprawy, nigdy nie wyjawiłem jej sekretu nakrycia Grześka przy czynności wydobywania brudu spod paznokci grzebykiem, przetrzymywanym w gotowości w tylnej kieszeni znoszonych jeansów. Tłuste łapska, które oblizawszy z resztek kurczaka wycierał w ścierę, serwetkę, spodnie, flanelową koszulę, obrus, siedzącego obok, nieświadomego ktosia, telefon, szklankę ... waląc konia przed godziną. Pchanie samochodu sąsiada, gaszenie peta na podeszwie buta, dłubanie w nosie, drapanie się po jajach, poprawianie kutasa, przekładanie jabłek w markecie, smeranie w uchu i zjadanie tego co ukopał. Drapanie łysiejącej głowy, głaskanie psa sąsiadki, naduszanie guzika od windy, podpisywanie papierów w urzędach, obieranie ziemniaków dla całej rodziny, smarowanie chorej babci maścią, szorowanie butów, mycie zacieków kabiny prysznicowej, zdrapywanie kup pająka z wizerunku Najświętszej Panienki, pompowanie koła od roweru ...
                - Chcesz fajkę - zapytał śmignąwszy kartonikiem.
- Nie, dzięki.
- Co słychać?
Cóż mogłem odpowiedzieć? Pojechałem standardowo, po polsku - w porządku, jakoś leci.
- A u Ciebie? - tak jakby mnie to interesowało.
- Wiesz, nawet dobrze, że się spotykamy, bo chciałbym z Tobą pogadać. Masz chwile? Może skoczymy na jakieś piwko.
- Wiesz co ... dziś to nie dam rady...
W sumie to szwendam się bez konkretnego celu po mieście, ale nie mam ochoty iść z nim na piwo, w ogóle robić z nim cokolwiek. Jak mu sprzedać jakiegoś wykręta. Bestia jest inteligentna. Nie powiem mu, że śpieszę się na pociąg, bo przez Mielec już nie jeżdżą pociągi. Kurde.
... Umówiłem się na spotkanie i właśnie już jestem spóźniony.
- A gdzie masz to spotkanie, to cię podprowadzę.
- W sumie to pędzę na plac na Taxi i jadę na starówkę.
- Spoko, pojadę z Tobą
                Kura Maćka. Jak się z tego wykręcę.
- No to chodź. I tak idziemy żwawo jak dwa jełopy. Grzesiek coś mi ględzi za uszami co u niego, jakie to podróże odbył i czego nie widział, a jak przez te 300 metrów i światła na zebrach myślę jak się z tego wykręcić.
- Kurde. Muszę się wrócić do domu, zapomniałem portfela - olśnienie.
- Ej spoko, chodź. Pożyczę Ci.
- Nie, daj spokój. Słuchaj - mam do Ciebie telefon to zadzwonię i się spikniemy. Naprawdę. Sorki, ale później jeszcze na zakupy idę i w ogóle nie wiem ile mi zejdzie na tym spotkaniu. Ja pobiegnę do domu po kasę, a zadzwonię do Ciebie jutro. Ok?
                Nigdy tak szybko nie biegłem do domu. Co mi odwaliło z tą taksówką? Następnym razem powiem mu ... Wiesz co Grzesiek? Nie podam ci ręki, bo ... Cię nie lubię.


Andrzej Kulig 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy